Byłem. Pojadłem, popiłem, a przede wszystkim nagadałem się na… cały rok. Nogi bolą od krążenia po rozległym pałacu olimpijskim, a ręce – od ściskania rąk bliźnich z Rodziny Olimpijskiej… Ale nic to, „NIC TO - BAŚKA – NIC TO”, jak mówił Michał do swojej żony w „Panu Wołodyjowskim”.
Raz w roku PKOl zaprasza na takie spotkanie. I wtedy okazuje się, że trwałe, mocne i serdeczne są więzy międzypokoleniowe ukształtowane za sprawą sportu i uczestniczenia w ruchu olimpijskim. Brzmi, jak slogan, ale hasło nie jest puste– wynika z treści. Słowo!
W czasach, gdy wielu wartość sportową mierzy kasą, a inni tylko zasobniejszym mistrzom sportu zazdroszczą i zaglądają w kieszeń; gdy doping i inne podejrzenia tworzą znaki zapytania, a polityka – gadając o apolityczności sportu chętnie grzeje pupy przy sportowych sukcesach – coś tak naturalnego, jak więzy między ludźmi różnych pokoleń nadal tworzą wielką wartość. Nie powód do radości?
Nie tylko punkty, biznes, menadżerowie itp.… Nie tylko plebiscyty i potańcówki dla części ludzi sportu i celebrytów – na przełomie lat…
Przykładów tezy – dziesiątki. Zostanę przy symbolicznym. Taki Zbyszek Tomkowski, który dziesiątkami lat rządził „Spałą”, wychował następcę i przekazał pałeczkę… Z prawem do przesady: więcej w kronice Spały Tomkowskiego niż… Mościckiego. Byłem świadkiem, że znów dziesiątki osób dłoń zbyszkową ściskały i wspominały swą drogę sportową przez spalską kuźnię mistrzów…
Było smacznie, ciepło i ciekawie. Od pewnego dostojnika czasu przeszłego dowiedziałem się wreszcie, że zawsze darzył mnie uznaniem – za sprawą aktywności zawodowej, ale do fanklubu to nie należał… Wiedziałem już wtedy, i znam przyczynę – starałem się opisywać sport, nie zaangażowanie osoby w wokół sportowe życie ceremonialne. Ale fajnie, że po latach powiedział, co… wiedziałem. I że uznał to za czas tak przeszły, iż bez znaczenia. Wobec owoców współpracy w „tamtym czasie” oraz w ogóle wspólnego przeżywania sportowych wzruszeń. Wtedy, dziś, z nadzieją, że i jutro…
Jak zawsze – mistrzowie różnych czasów, działacze, trenerzy, lekarze, naukowcy, dziennikarze… Nagrody, wyróżnienia, oklaski? Pani Klepacka dostała medal olimpijski, który wcześniej wystawiła na licytację – w pięknej akcji charytatywnej. Sponsor licytację wygrał – teraz medal wręczył, jako prezent i symbol uznania… Ten gest króluje w portalach, o „reszcie”- cicho. Więc – dopisuję to i owo…
Gdzieś w tle tej drugiej– echo przemówienia – w części ceremonialnej – jednego z pekaolowskich dostojników, a drzewiej sławnego sportowca. Zupełnie niepotrzebnie rozprawił się publicznie, a ostro i powierzchownie z wynikami tzw. plebiscytu na sportowca roku. Że ci, którzy tak głosowali, to… nie będę cytował, bo tak się mówić nie godzi… Nawet eksarcymistrzowi.
Zresztą sam stawiam „ tak zwany”- przy określeniu plebiscytu, jako wyboru „najlepszego”. Najpopularniejszego, najbardziej ukochanego – tak, ale najlepszego? Czy w ogóle można w głosowaniu mądrze porównać to, co nie ma obiektywnie wspólnego mianownika? Kto przed kim, kto za kim – i dlaczego… by było tak, jak w sporcie być powinno? Bez kontestowania i pośrednio wzajemnego napuszczania…
Może, gdyby po podliczeniu głosów jeszcze była mądra kapituła, kierująca się racjonalnymi kryteriami…. I racjonalizowała sms-y, czy kupony… Np. najważniejsze są wyniki olimpijskie, w drugiej kolejności mistrzostwa świata, rekordy świata, mistrzostwa Europy, rekordy, wygrane w prestiżowych imprezach… I też wątpię, czy nawet takie „racjonalizowanie” wszystkie znaki zapytania wymaże… W kuluarach żwawo dyskutowano też o tym wystąpieniu. Jeśli przełoży się to w zmodyfikowanie tradycyjnego, ale jednak wadliwego plebiscytowania – będzie to owoc tego noworocznego spotkania… Znów uroczego i pożytecznego. Dla ludzi i dla sprawy… Dla tradycji, i przyszłości też, bo doceniani bywają bardziej aktywni niż zapominani…
Andrzej Lewandowski. Studio Opinii
0 komentarze:
Prześlij komentarz