Nocne przesłuchania, zastraszanie, zmiękczanie, a nawet pistolet wymierzony w kilkuletnie dziecko – tak wymiar sprawiedliwości traktował podejrzanych za rządów braci Kaczyńskich.
Aneta Mrugała siedziała w gabinecie młodego, ambitnego prokuratora z Kielc i próbowała mu wytłumaczyć, że to wszystko pomyłka. Że ona, studentka SGH na praktykach w MSZ, jest pewna, iż jej mama Dorota nie zabiła swego byłego męża, właściciela kantoru z Buska-Zdroju. I że przecież nie oskarża się ludzi o zbrodnię, jeśli nie ma się na nią dowodów, a tylko donos – w dodatku od gangstera. A na dodatek mama ma alibi. I że to wszystko jest takie niesprawiedliwe. – Sprawiedliwość? Tak, niektórzy mogą na nią liczyć. Po śmierci – zaśmiał się w końcu prokurator. Jak wkrótce się okazało – proroczo.
Anecie, dziś specjalistce ds. marketingu w znanej warszawskiej firmie, ta roześmiana twarz prokuratora śniła się później w nocy. Przypomniała ją sobie całkiem niedawno, gdy przylepiała znaczek na liście, który zamierzała wysłać do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta. List napisała, by przypomnieć, że gdy jej mamę w lutym 2006 r. zamykano w więzieniu, to Temida nie tyle była w Polsce ślepa, ile oślepiona – pychą i władzą. Ministrem sprawiedliwości był w tamtych czasach Zbigniew Ziobro, dziś europoseł. Do niego też Aneta Mrugała pisała listy. – Bez odpowiedzi. Dostawałam tylko suche informacje, że sprawą zajmuje się prokuratura – wspomina. Więcej
0 komentarze:
Prześlij komentarz