.

.
Home » , » Stefan Bratkowski: Jak sądzić sprawnie, szybko i solidnie

Stefan Bratkowski: Jak sądzić sprawnie, szybko i solidnie

Written By Anna Lesack on czwartek, 9 maja 2013 | 03:56



Jeśli możemy przy­jąć, że nasz kraj może się cze­goś nauczyć od innych, chciał­bym zasu­ge­ro­wać eki­pie rzą­dzą­cej pewne doświad­cze­nie, spraw­dzone przez wieki w bar­dzo wia­ry­god­nym kraju












Już parę­set lat temu roz­wi­jało się tam sądow­nic­two szcze­gól­nego rodzaju – funk­cjo­no­wało mimo nie­zli­czo­nych zabu­rzeń spo­łecz­nych, w kraju wojen domo­wych, mor­do­wa­nia mniej ule­głych pod­da­nych i ści­na­nia kró­lo­wych, nie podo­ba­ją­cych się już mężom. Sądow­nic­two, które fascy­no­wało wiel­kich kody­fi­ka­to­rów Europy natu­ral­no­ścią tego wymiaru sprawiedliwości.



W Anglii nie obciąża się wyso­kiej klasy zawo­dow­ców spra­wami, które szyb­ciej, lepiej i - sku­tecz­niej roz­strzy­gnąć może mądry, doświad­czony życiowo czło­wiek, obda­rzony zmy­słem spra­wie­dliow­ści i zdro­wym roz­sąd­kiem, wsparty wie­dzą praw­ni­czą współ­pra­cu­ją­cego z nim zawodowca.

Zwy­kły (przy­zwo­ity) oby­wa­tel – sędzią



Anglia nazywa taki sąd Magi­strate‘ Court, ale jego sędzia to po pro­stu w sta­rej nomen­kla­tu­rze sędzia pokoju, i też tych sędziów nadal tak się ofi­cjal­nie zowie. Ich sądy sta­no­wią główną część bry­tyj­skiego wymiaru spra­wie­dli­wo­ści w spra­wach kar­nych, roz­strzy­gają w ok. 95 % przy­pad­ków sądo­wych. Orze­kają też w wielu spra­wach cywil­nych, przy­kła­dowo w spra­wach rodzin­nych, i w spra­wach admi­ni­stra­cyj­nych – licen­cji na sprze­daż alko­holu, gier i zakła­dów. Na ogół podaje się, że sądy pokoju dzia­łają ponad 600 już lat – karzą łama­nie prawa, roz­strzy­gają lokalne spory i utrzy­mują porzą­dek w lokal­nych spo­łecz­no­ściach. Tak naprawdę dzia­łają nawet znacz­nie dłużej.



Orzeka dzi­siaj zwy­kle trzech sędziów pokoju, wspiera ich wykwa­li­fi­ko­wany praw­nik jako „urzęd­nik sądowy“, czyli sekre­tarz sądu (nie uczest­ni­czy w orze­ka­niu). Skład sądu zowie się ławą (sędziow­ską), bench. Sędziów dla danego „lokal­nego rejonu spra­wie­dli­wo­ści“ (Local Justice Area) nie powo­łuje się wybo­rami jak ławy sądów przy­się­głych, mia­nuje ich – Korona, czyli wła­dze pań­stwowe. Mia­nuje ludzi z jedną pod­sta­wową cechą – opi­nią ludzi nie­po­szła­ko­wa­nej pra­wo­ści. Oraz dosta­teczną inte­li­gen­cją i doświad­cze­niem życio­wym. Do roku 1909 w imie­niu Korony mia­no­wał sędziów pokoju Kanc­lerz na pod­sta­wie opi­nii władz hrabstw. Komi­sja par­la­mentu zale­ciła w roku 1911 inny tryb: utwo­rzono po całym kraju około trzy­stu komi­te­tów dorad­czych, które służą wła­dzom hrabstw i Kanc­le­rzowi swo­imi suge­stiami i opi­niami, wska­zu­jąc kan­dy­da­tów. Nie trzeba doda­wać, że członka takiego komi­tetu musi też cecho­wać – mądrość i przyzwoitość.

Szybko, tanio i skutecznie



Sędzio­wie Pokoju nie są pra­cow­ni­kami sądow­nic­twa, zwraca się im tylko wydatki i wyrów­nuje utra­cone zarobki; mają prawo opu­ścić swą służbę w wieku lat 70. Są ludźmi róż­nych zawo­dów i róż­nych pozy­cji spo­łecz­nych, na ogół bez kwa­li­fi­ka­cji praw­ni­czych. W zakre­sie prawa dora­dzają im wspo­mniani wyżej, wykwa­li­fi­ko­wani urzęd­nicy. Ci, nie opła­cani za daną roz­prawę, otrzy­mują też tylko zwrot kosz­tów podróży i diety. Jest ich w Angli i Walii około 30 tysięcy, prze­cho­dzą wie­lo­krotne szko­le­nia, nad­zo­ro­wane przez Radę Stu­diów Praw­ni­czych (Judi­cial Stu­dies Board). Muszą być dorad­cami nie­pod­wa­żal­nej kom­pe­ten­cji.



Wyroki Sądów Pokoju na mocy Ustawy Sądo­wej z roku 2003 skut­kują w zasięgu całego kraju. Kto zosta­nie ska­zany, powiedzmy, w Exe­ter, nie umknie spra­wie­dli­wo­ści, jeśli osią­dzie w New­ca­stle. Te Sądy Pokoju nor­mal­nie ope­rują karami wię­zie­nia do sze­ściu mie­sięcy (lub dwu­na­stu mie­sięcy przy recy­dy­wie) i grzyw­nami nie prze­kra­cza­ją­cymi 5 tys. ft.szt. Jeśli uznają, że nale­ża­łoby orzec wyż­szą karę, prze­ka­zują sprawę wyżej.



O szcze­bel wyżej działa rów­nież około 130 Sędziów Okrę­go­wych (District Jud­ges). Do sierp­nia 2000 r. byli to „sti­pen­diary magi­stra­tes“, czyli płatni sędzio­wie muni­cy­palni, teraz ich prze­mia­no­wano na sędziów okrę­go­wych, by uznać w nich człon­ków pro­fe­sjo­nal­nego sądow­nic­twa. Taki sędzia musi mieć co naj­mniej doświad­cze­nie sied­miu lat w roli adwo­kata lub radcy i dwa lata doświad­cze­nia jako zastępca sędziego okrę­go­wego. Orzeka sam – w spra­wach bar­dziej skom­pli­ko­wa­nych, wyni­ka­ją­cych z koniecz­no­ści zasto­so­wa­nia np. ustawy eks­tra­dy­cyj­nej, albo doty­czą­cych poważ­nych oszustw.



Ta pod­le­głość niczego nie zmie­nia w pro­ce­du­rze dzia­łań sędziów pokoju; nie ma tu żad­nej „pod­le­gło­ści“ w naszym rozumieniu.

Feno­men – naj­dłu­żej obo­wią­zu­jący sta­tut Europy



Sta­tut nadany Sądom Pokoju pocho­dzi z roku 1361 (w roku 2011 upły­nęło 650 lat) i – choć to nie do wiary – nie wygasł do tej pory! Edward III okre­ślił wtedy obo­wiązki sędziów pokoju, mia­no­wa­nych przez króla. Zada­niem ich było (cytuję za prof. Jerzym Kędzier­skim) „powścią­gać wykra­cza­ją­cych prze­ciw prawu, awan­tur­ni­ków, róż­nych mąci­cieli pokoju, ści­gać ich, łapać, prze­trzy­my­wać i karać wedle prze­kro­czeń i prze­win przez nich popeł­nio­nych, powo­do­wać ich uwię­zie­nie i uka­ra­nie zgod­nie z pra­wami i zwy­cza­jami kró­le­stwa (…), a także wysłu­chi­wać i roz­strzy­gać sprawy z wszel­kich prze­stępstw i wykro­czeń, wyni­kłe w swo­ich hrab­stwach“. I tak jest do dzisiaj.



Król powo­ły­wał dla każ­dego hrab­stwa czte­rech, pię­ciu sędziów pokoju, Ryszard II jesz­cze w XIV wieku pod­niósł ich liczbę do ośmiu (ta liczba rosła zależ­nie od potrzeb). W początku XV wieku szlachta wymu­siła na królu, by zarówno sze­ry­fami, jak sędziami pokoju mia­no­wał tylko miesz­kań­ców danego hrab­stwa. Dokład­nie odwrot­nie niż u nas – w XVI wieku szlachta mazo­wiecka zwróci się do króla, by sędzio­wie pocho­dzili spoza danej „ziemi“, żeby nie wią­zały ich z jej miesz­kań­cami żadne bliż­sze związki. Jeden i drugi postu­lat miał swoje racje. Angiel­ski, bo król mia­no­wać miał tylko ludzi cie­szą­cych się nie­po­szla­ko­waną opi­nią, któ­rzy nie musieli być fachow­cami prawa. Pro­jekt mazo­wiecki, czyli pol­ski, opie­rał się na tym, że mia­no­wano sędziów tylko na pod­sta­wie ich praw­ni­czych kwalifikacji.



Dzie­jom prawa angiel­skiego poświę­cono wiel­kie stu­dia, Fry­de­ryk Maitland, autor naj­waż­niej­szego, figu­ruje w każ­dej ancy­klo­pe­dii. XX-wieczna „Histo­ria prawa angiel­skiego“ sir Wil­liama Hold­swor­tha to wiele tomów. Moja biblio­gra­fia histo­rii prawa i ustroju (kon­sty­tu­cji) Anglii to dzie­siątki pozy­cji w róż­nych języ­kach. Histo­rii „sądów pokoju“ nie mamy do dzi­siaj, a jeden z moich czci­god­nych, przed wojną wykształ­co­nych nauczy­cieli prawa, autor „Demo­kra­cji angiel­skiej“, chyba nie wie­dział nic o nich… W cenio­nym nie­gdyś pod­ręcz­niku „Powszech­nej histo­rii pań­stwa i prawa“ nie było ich w ogóle. Nie przypadkiem.

Nie dla docho­dów sądzili



Żeby wyeli­mi­no­wać ludzi nie­god­nych, więc nie­wła­ści­wych, czyli łasych na pie­nią­dze, usta­lono w Anglii, że kan­dy­dat na sędziego pokoju nie może być bie­da­kiem. Mark­si­ści mieli to za złe – ale to nasz Frycz-Modrzewski i za nim Mon­ta­igne w XVI wieku chcieli, by sędziów nie kusiły żadne łapówki! Jed­nakże dzięki pozy­cji sędziego pokoju squ­ire, szlach­cic, z wła­snym dwo­rem, pro­boszcz bądź zamożny przed­się­biorca, był kimś w swoim hrab­stwie, ozna­czało to dlań zaszczytne wyróż­nie­nie. Nie zwa­żał na cztery szy­lingi dzien­nie, które Korona pła­ciła za czas pracy w sto­licy hrab­stwa pod­czas sesji kwar­tal­nych. Za „małe sesje“ (petty jury) dla oko­licy, kiedy karał kogoś, kto np. nie dopeł­nił naprawy drogi lub mostu, nie brał nic.



Tak sędzio­wie pokoju pil­no­wali porządku w spo­łecz­no­ściach lokal­nych – mimo wszyst­kich dra­ma­tycz­nych zabu­rzeń we wła­dzach kraju.

Nauka obo­wiąz­ków władzy



W epoce nowo­żyt­nej demo­kra­cji, w latach trzy­dzie­stych XX wieku pro­fe­sor Uni­we­ry­tetu Lon­dyń­skiego, kon­sty­tu­cjo­na­li­sta, Mau­rice Amos, pisał:



„…Korona opie­rała się na ludziach miej­sco­wych, sze­ry­fach, koro­ne­rach, sędziach pokoju i wzra­sta­ją­cej gro­ma­dzie przy­się­głych, któ­rzy nie prze­sta­jąc nale­żeć do lud­no­ści cywil­nej, żyli w atmos­fe­rze pro­ce­dur praw­nych i uczyli się jak kraj sze­roki rzą­dzić za pomocą prawa i praw­nych form postę­po­wa­nia. (…) Trudno prze­sa­dzić w pod­kre­śla­niu roli, jaką (..) pia­sto­wa­nie urzędu sędziego pokoju ode­grały w pro­ce­sie zazna­ja­mia­nia się ludu angiel­skigo z obo­wiąz­kami wła­dzy“ (tłum. M. Szerer).



Nie ma do dziś histo­rii sądów pokoju Anglii. I nie ma też po co ide­ali­zo­wać cało­ści histo­rii angiel­skiego prawa. Zrów­nano kobiety w pra­wach wybor­czych z męż­czy­znami dopiero w roku 1926, mimo całej aktyw­no­ści sufra­ży­stek. Opo­wia­dam o tym sądow­nic­twie, bo ode­grało ono – jak napi­sał Amos – wielką, może i decy­du­jącą rolę w roz­woju zdol­no­ści Angli­ków do samo­rządu i solid­nej demo­kra­cji. Dobie­rani przez Koronę na sędziów pokoju, wska­zy­wani przez swo­ich współ­o­by­wa­teli ludzie przy­zwo­ici, usta­na­wiali przez wieki także wzorce moralne…

Poza wszel­kim podejrzeniem



To sądow­nic­two wcale nie zatrzy­mało się w swym roz­woju. Ma być tych sądów wię­cej, dla mniej­szych spo­łecz­no­ści lokal­nych, a praw­do­po­dob­nie te spo­łecz­no­ści lokalne jak w pół­noc­nych dziel­ni­cach Liver­po­olu i w Sal­ford same będą wpły­wały na decy­zję, jakie prace powinni wyko­nać dla nich ska­zani wino­wajcy. Jacqui Smith, mini­ster spraw wewnętrz­nych (Home Office) jesz­cze w rzą­dzie Bla­ira, powie­działa zaś, że spo­łecz­no­ści lokalne muszą być infor­mo­wane o prze­biegu postę­po­wa­nia i wyni­kach, muszą mieć dostęp inter­ne­towy do tych infor­ma­cji. Jak się wyra­ziła – justice seen is justice done, czyli spra­wie­dli­wość pełna (zre­ali­zo­wana) to spra­wie­dli­wość znana (widzialna, dająca się zobaczyć).



Potra­fię wyobra­zić sobie i u nas dzi­siaj spo­łecz­no­ści lokalne, zdolne wyło­nić i zapro­po­no­wać takich współ­o­by­wa­teli, ludzi pra­wych, nie­po­szla­ko­wa­nej opi­nii, któ­rzy by spra­wo­wali sądy. Czy mogłoby i u nas – eks­pe­ry­men­tal­nie, na pod­sta­wie odpo­wied­niej ustawy (lub inte­li­gent­nie wyko­rzy­sta­nych prze­pi­sów kodeksu postę­po­wa­nia cywil­nego o sądach polu­bow­nych) – funk­cjo­no­wać takie sądow­nic­two poza wszel­kim podej­rze­niem?



Może… Dało by się wypró­bo­wać takie moż­li­wo­ści, popu­la­ry­zu­jąc roz­dział kodeksu postę­po­wa­nia cywil­nego, poświę­cony sądow­nic­twu polu­bow­nemu – odcią­ży­łoby ono w nie­ma­łej mie­rze sądow­nic­two pań­stwowe, w któ­rym sprawy cywilne bez jego winy prze­cią­gają się w nie­skoń­czo­ność. Można by ten roz­dział roz­pla­ka­to­wać wiel­kimi afi­szami w holach pol­skich sądów. Byłoby im lżej.




Stefan Bratkowski / Studio Opinii










Share this article :

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
Support : Creating Website | Johny Template | Mas Template
Copyright © 2011. 2 - All Rights Reserved
Template Created by Creating Website Published by Mas Template
Proudly powered by Blogger