Wit Stwosz stracił przez nią fortunę i głowę, Krzysztofowi Kolumbowi pomogła odkryć Amerykę, a pewien urodziwy weterynarz z Lublina znalazł w niej prawdziwą żyłę złota. W tej kopalani złota jest w bród.
Chodnik wąski i ciemny opada stromo w dół. Górnicza lampka na kasku rozświetla jedynie to, co pod stopami. Co chwila potykam się o szyny jeżdżącej tu przed wiekami kolejki. Im dalej w głąb sztolni tym zimniej. I straszniej.
Idziemy już dobre pół godziny mijając labirynt mniejszych i większych korytarzy. Wejdź w któryś z nich a zostaniesz tu na wieki. Zastanawiam się, jakim cudem w tych ciemnościach uda nam się wrócić na powierzchnię, ale myśl o złocie pcha mnie w otchłań chodnika. To pożądanie. Uczucie, które dla wielu poszukiwaczy złota okazało się zgubne.
- Bo złoto tu jest prawda? – Upewniam się po raz setny
- Mnóstwo. Przez 700 lat wydobyto tu 16 ton złota. Po wojnie roczny urobek sięgał 20-30 kg, ale nagle, w 1961 roku z niewyjaśnionych przyczyn kopalnię zamknięto. Ponoć zagraniczna konkurencja zapłaciła za jej zamknięcie. Ale złoto wciąż tu jest, prawie 30 ton – zapewnia Elżbieta, mój przewodnik po ciemnościach kopalni złota w Złotym Stoku.
Gdy zadzwoniłem do niej po raz pierwszy w słuchawce usłyszałem głos: „Kopalnia złota, słucham”.
Chciała być weterynarzem. Pod Kłodzko przygnało ją aż z Lublina. Tu kupiła gospodarstwo, krowy, kozy, owce. To nie to samo, co pieski i kotki, które chciała leczyć. Jedna wizyta w ubojni zwierząt wyleczyła ją z weterynarii. Została przewodnikiem turystycznym w tutejszej kopalni złota należącej wcześniej do gminy. Znała tu każdą dziurę
- Od dziecka miałam ciekawska naturę, intrygowała mnie każda dziura, jaskinia, krypta, piwnica. Wszędzie musiałam wejść, zobaczyć. I tak pozostało – mówi Elżbieta.
Z czasem odkupiła od udziałowców większość udziałów w kopalni. Dzisiaj w spółce Kopalnia Złota Złoty Stok gmina ma raptem 35 procent. W 1996 roku Szumska otworzyła pierwszą trasę dla turystów. Zwiedza się nietypowo. A to czasem zza węgła wyskoczy Gnom albo wkurzony górnik (pracownik), a to drogę zagrodzi „przypadkowy” alchemik, który w przypływie dobrego humoru opowie jak to z rudy pozyskuje się złoto. Innym razem „przypadkowo” zgaśnie światło, albo zawyje alarm, gdy ktoś ze zwiedzających dotknie „prawdziwej” sztaby złota. Bajkowy klimat. Ludzie to uwielbiają. I płacą.
My tymczasem mijamy kolejne rozwidlenie chodników. Ten, którym pełzniemy nagle się kończy. Aby dostać się na kolejny trzeba zjechać kilkanaście metrów w dół po metalowej pochylni. W gumowym OP1 to nie łatwe. A to nie koniec. Po chwili niemal czołgamy się przez zacisk wysoki na 40 cm, głową stromo w dół. Docieramy do korytarza zalanego wodą. Nurkujemy? Wracamy. Na raka, bo obrócić się nie ma jak. Szumska uwielbia takie klimaty.
- Wolę być pod ziemią niż na ziemi. A już zapach OP1 to dla mnie jak Chanel No 1 – mówi Szumska. Ma żyłkę odkrywcy, eksploratora. Trzeba ja widzieć, z jakim zapałem opowiada o swoich pasjach:
- Odgruzowuję jeden z chodników w sztolni Czarnej, jedynej którą Niemcy w 1945 roku wysadzili w powietrze, uciekając przed Armią Czerwoną. Wcześniej jednak na jego końcu schowali jakieś skrzynie. Może z wódką, może ze złotem z Wrocławia, może z kosztownościami mieszkańców Złotego Stoku. Nie wiadomo. Wiadomo tylko, że coś ukryli. Jestem już blisko rozwiązania tej zagadki – opowiada.
Drugie wyzwanie to Złoty Osioł. W XVI wieku była tu największa w Europie katastrofa górnicza. Zawalony szyb w sztolni Złoty Osioł uwięził w chodnikach prawie 50 górników. W kronikach można wyczytać, że okoliczni mieszkańcy jeszcze długo słyszeli ich wołania o pomoc. Zawał nigdy nie został usunięty i nigdy też nie odnaleziono szczątków ofiar.
– Próbujemy do nich dotrzeć. Jesteśmy już pod samym miejscem katastrofy, jakieś 10 metrów od nich, natrafiamy na pierwsze ludzkie kości i narzędzia. Niedawno odkopaliśmy chodnik, w którym nikt nie był od 400 lat a w nim szkielet górnika – mówi Szumska.
Dochodzimy do wąskiego szybu, niemal studni. Zjeżdżamy po linie 15 metrów w dół. Z oddali słychać szum, jakby wody. Woda i wąski chodnik to nic dobrego. Po chwili zaskoczenie. Wodospad. Kilkadziesiąt metrów pod ziemią. Woda wypływa z chodnika i z dziesięciometrowej wysokości spada do zawalonego szybu. Co za widok!
- To jedyny w Polsce podziemny wodospad – mówi Szumska.
Wracamy starą sztolnią potykając się o drewniane fragmenty szalunku. Ile mają lat? Kilkaset?
Jest złoto!
Wszystkie chodniki w kopalni złota w Złotym Stoku mają długość ponad 300 km.
- 20 km jest zinwentaryzowane, w tylu byłam, widziałam, znam je. Reszta jest albo zalana wodą albo zasypana, więc dotarcie do nich wymaga czasu. Niemcy uciekając przed Armia Czerwoną zostawili kopalnie nietkniętą, wierząc, że do niej powrócą. Polacy wysadzili wejścia w 1961 roku – mówi Szumska.
Mijamy betonowe pomieszczenie, w którym ongiś magazynowano dynamit do wysadzania skał. Dałbym głowę, że już je mijaliśmy. Zbłądziliśmy? No ładnie! Idąc po świetle latarki na kasku zastanawiam się, co robili górnicy, gdy zgasły ich lampy. Jak w ciemnościach i labiryncie korytarzy trafiali na powierzchnię. I jakim cudem Elżbieta radzi sobie w tym labiryncie identycznych chodników i szybów.
- To proste. Wystarczy mieć kanał po lewej stronie i jest pewność, że chodnik prowadzi ku wyjściu – tłumaczy Elżbieta wskazując na kamienną rynnę biegnąca wzdłuż chodnika.
Dochodzimy do chodnika, którym weszliśmy do kopalni. Po chwili mija nas szkolna wycieczka.
- Miało być złoto - przypominam swojej przewodniczce
- Właśnie je minęliśmy. Co 15 minut wchodzi nowa grupa, czasem co siedem.
- Turyści?
- 100 tysięcy rocznie. Prawdziwe złoto.
- A te 30 ton…
- Jest, ale nie w postaci żył czy samorodków, lecz ukryte w rudzie arsenowej. Proces pozyskania jest tak drogi, że wręcz nieopłacalny.Za to turyści… 100 tysięcy rocznie… żyła złota. Niedługo otwieram nowe chodniki, więc będzie ich jeszcze więcej. Niedawno, w budynku starej kuźni zrobiłam restaurację, wyremontowałam dachy. Kopalnia to inwestycja, która się zwraca, ale nie od razu – mówi Szumska.
I tak dochodzimy do wątku biznesowego, w którym nawet kopalnia złota to worek bez dna.
Dzwoni telefon. Szumska odbiera: „kopalnia złota, słucham”. Nie jest żle – trochę złota znowu przyjedzie do kopalni. Interes się kręci.
Herbatka z arszenikiem
Szumska częstuje herbatą. I opowiada o kopalni.
O tym, że dawni właściciele kopalni Fuggierowie przekazali Krzysztofowi Kolumbowi 15 kg złota z tutejszej kopalni na wyprawę zakończoną odkryciem Ameryki. O tym jak przed wiekami po wielu eksperymentach udało się opracować proces odzyskiwania arszeniku z tutejszych rud arsenowych. O tym, że Złoty Stok przez ponad 100 lat stał się głównym światowym dostawcą arszeniku. Ze przez wiele lat Napoleon był podtruwany arszenikiem pochodzącym właśnie z kopalni w Złotym Stoku.
Herbatka smakuje jak nigdy. Malinowa. Pije haustami. Szumska przygląda się z tajemniczym uśmieszkiem.
- Ale my tutaj jesteśmy uodpornieni na arszenik… - rzuca Szumska.
- Jak to?
- Pijemy wodę z arszenikiem. Woda wypływająca z kopalni wymywa ze skały arszenik. To praktycznie woda przemysłowa, której nie wolno pić. Normy przekroczone są 100, może 1000 razy.
- I ta herbata, którą pijemy jest na tej wodzie?
- Jasne. Tą wodą podlewamy działki z warzywami. Badaliśmy je. W sałacie i pomidorach normy przekroczone są zabójczo – dodaje Szumska.
Oczyma wyobraźni widzę przydomowy cmentarzyk, na którym coraz to przybywają świeże kopczyki, w tym jeden nieco dłuższy od pozostałych, mój własny. Widząc moje zafrasowanie, Szumska uspokaja:
- Jedna herbatka pana nie powali. Gorzej z nami, musimy pić tę wodę już do końca życia, aby przeżyć.
- Dlaczego!
- Organizm się przyzwyczaił. Gdy w 1961 roku zamknięto tę kopalnię, górnicy stracili pracę. Musieli szukać innej. Przeważnie znajdowali na Górnym Śląsku w kopalniach węgla. Chłopy jak dęby nagle zaczęły chorować. Co się okazało. Przestali pić tutejszą wodę, od której organizm się uzależnił. W 1945 roku Niemcy opuszczając te tereny zabierali ze sobą baniaki z wodą. Nikt nie wiedział, po co im to. Właśnie po to, żeby nie chorować i pomału odzwyczaić organizm od arszeniku – tłumaczy Szumska. Popijając herbatę. Z arszenikiem.
Wit Stwosz
Wit Stwosz otrzymał gigantyczne pieniądze za wykonanie ołtarza w Kościele Mariackim, które za namową Fuggierów zainwestował w kopalnie złota w Złotym Stoku. Niestety, wyczerpywanie się złotonośnych złóż doprowadziło artystę do bankructwa. Wit Stwosz w obliczu bankructwa podrobił weksel, za co został osadzony w więzieniu we Wrocławiu, publicznie napiętnowany znakiem oszusta wypalonym na policzku i w końcu stracony w Norymberdze.
Złoty Osioł.
Góra na terenie obecnej kopalni w Złotym Stoku, wprost nafaszerowana żyłami złota. Jej pierwszym właścicielem była rodzina bankierów Fuggierów z Krakowa, która w XVI wieku wydobywała z niej złoto. Do tej pory nie udało się jednak dokładnie zlokalizować tej góry. Znany jest natomiast jeden szyb, który prawdopodobnie przechodzi pod Złotym Osłem.
Polskie Klondike.
Dolny Śląsk, zwłaszcza okolice Złotego Stoku oraz Złotoryi słyną z pokładów złota. Płynąca przez Góry Kaczawskie rzeka Kaczawa swego czasu uchodziła nawet za jedną z najbardziej złotonośnych rzek w Europie. Do dzisiaj na jej brzegach można spotkać płukaczy, którzy przy pomocy miedzianych mis przemywają piasek w poszukiwaniu złotych samorodków. I nierzadko je znajdują. W 1996 r. na Dolnym Śląsku wytyczono 33 działki złotonośne (każda ok. 96 km kw.). Pierwsze koncesje na poszukiwanie i rozpoznawanie złóż złota otrzymały koncerny górnicze z Irlandii, Australii i Ameryki Pn. Pod koniec 2000 roku z działki w Złotym Stoku zrezygnowała KGHM Polska Miedź SA, która już od 1994 r. odzyskuje z rud miedzi, występujących w rejonie Lubina i Polkowic, około pół tony złota rocznie.
Złoto
Złoto jest pierwiastkiem stosunkowo rzadkim. Milion ton ziemi zawiera średnio ok. 5kg czystego złota. Złoto nie jest jednak równomiernie rozmieszczone w skorupie ziemskiej, lecz tworzy nieliczne, dość bogate złoża. Ocenia się, że z istniejącego na świecie złota można by wykonać sześcian o długości krawędzi ok. 10 m. Złoto ma bardzo charakterystyczną żółtą barwę. Jest niezwykle kowalne i ciągliwe - jedną uncję (ok. 30g) czystego złota można rozklepać na blaszkę o powierzchni ok. 30 m2. Złoto przypomina twardością ołów; można je łatwo krajać nożem. Czystość złota określa się w karatach. Czyste złoto ma 24-karaty.
0 komentarze:
Prześlij komentarz