.

.
Home » » Monika Szwaja: Wartość dodana Jerzego O.

Monika Szwaja: Wartość dodana Jerzego O.

Written By Anna Lesack on wtorek, 8 stycznia 2013 | 11:30


Tak sobie napi­sa­łam z tą kropką, spe­cjal­nie, żeby zoba­czyć jakby to wyglą­dało, gdyby ci wszy­scy, któ­rzy chęt­nie zje­dliby Jurka Owsiaka z kostecz­kami, mogli mu wresz­cie posta­wić jakieś kon­kretne zarzuty, posa­dzić go na ławie oskar­żo­nych, wpa­ko­wać do ciupy i znisz­czyć jego dzieło.




Jestem abso­lut­nie pewna, że nigdy nic podob­nego się nie zda­rzy, ponie­waż Owsiak zawsze roz­li­cza się z zebra­nych i wyda­nych pie­nię­dzy bar­dzo dokład­nie – czego nie można, nie­stety, powie­dzieć o wielu cha­ry­ta­tyw­nych insty­tu­cjach kościel­nych. Jest to czło­wiek – przy wszyst­kich pozo­rach sza­leń­stwa (ma się tem­pe­ra­ment!) – nie­sły­cha­nie inte­li­gentny, poukła­dany, no i – nie­stety – uczciwy. Tak więc upra­sza się wro­gów i nie­chęt­nych Jur­ko­wej dzia­łal­no­ści o nie­prze­szka­dza­nie w tej fan­ta­stycz­nej akcji. I tak nie macie szans.


Mówiąc i pisząc o Wiel­kiej Orkie­strze, któ­rej dyry­gen­tem jest Jerzy Owsiak, naj­czę­ściej pod­kre­śla się jej aspekt mate­rialny. No bo nie ma chyba w Pol­sce szpi­tala czy przy­chodni, gdzie nie czer­wie­ni­łyby się wesołe orkie­strowe serduszka.




Ja chcę napi­sać o czymś innym, o zja­wi­sku, które obser­wo­wa­łam i obser­wuję od dawna, a przez kilka lat jak naj­bar­dziej od środka: sied­mio­krot­nie robi­łam tele­wi­zyj­nie (jako autorka) zachod­nio­po­mor­skie finały Wiel­kiej Orkie­stry. To zja­wi­sko w dużym stop­niu trzyma mnie przy życiu i każe przy­pusz­czać, że nasz naród rze­czy­wi­ście jak lawa… cza­sem trudno z nim wytrzy­mać, ale potrafi poka­zać lep­szą i mil­szą twarz. Trzeba mu tylko dać oka­zję i tro­chę pomóc. I nikt nie potrafi tak masowo wydo­być dobra z czło­wieka jak wła­śnie Owsiak.




Te nasze finały robi­li­śmy troszkę samo­bój­czo, bo zawsze nad jakąś dużą wodą, prze­waż­nie nad morzem, na pla­żach, co ozna­czało kil­ka­na­ście godzin na świe­żym powie­trzu, w stycz­niu (tylko w dniu emi­sji, a prze­cież były bar­dzo porządne i cza­so­chłonne przy­go­to­wa­nia). Zakła­da­li­śmy imprezę na kil­ka­na­ście, dwa­dzie­ścia kilka tysięcy uczest­ni­ków, któ­rych trzeba było namó­wić, żeby na tę plażę przy­je­chali, więc wymy­śla­li­śmy naj­róż­niej­sze wyda­rze­nia i atrak­cje, poza kon­cer­tem, oczy­wi­ście. Rzecz jasna, byli­śmy w pracy i pła­cono nam za to. Ale prze­cież zawsze pła­cono nam za pracę, a nigdy i nigdzie nie widzia­łam w naszym zespole takiego zapału twór­czego, takiej chęci, żeby wszystko wyszło jak naj­le­piej i takiej rado­ści, kiedy wycho­dziło. A prze­cież było tak, że ope­ra­to­rzy przy­mar­zli mi do kei i falo­chro­nów, kiedy znie­nacka spadł deszcz, cza­sem musie­li­śmy w środku trans­mi­sji doko­ny­wać zmian, bo ktoś nie doje­chał albo nie dopły­nął (kie­dyś morze nam się cof­nęło w środku dnia i okręt wojenny musiał ucie­kać, żeby nie zostać na pia­chu), pre­zen­ter­kom musie­li­śmy stale pudro­wać czer­wone nosy i tak dalej – nikt nie maru­dził, wszy­scy sta­rali się rato­wać sytu­ację, nie­za­leż­nie od tego, czy to była aku­rat ich działka, czy nie.




No ale jak mówi­łam – nam płacono.




Tak roz­bu­do­wane imprezy wyma­gały jed­nak zaan­ga­żo­wa­nia dużo więk­szej liczby ludzi. Przede wszyst­kim były to wła­dze i miesz­kańcy miast-gospodarzy kolej­nych fina­łów. Wycho­dzili ze skóry żeby wymy­ślać naj­róż­niej­sze atrak­cje i z entu­zja­zmem przyj­mo­wali nasze naj­dzik­sze pomy­sły. Bar­dzo zaprzy­jaź­ni­li­śmy się z Mary­narką Wojenną, któ­rej okręt (z tych dużych!) potra­fił przy­słać pan dowódca 8 Flo­tylli – na plażę w Nie­cho­rzu, i któ­rej wiel­kie bojowe śmi­głowce latały dla nas – a wła­ści­wie dla Orkie­stry (cho­ciaż… czu­li­śmy się wtedy Orkie­strą!). Jeden koman­dor (w mun­du­rze) dał się nawet wyca­ło­wać aktorce, na ante­nie, jak naj­bar­dziej. A koman­do­rzy to prze­cież poważni ludzie, że nie wspo­mnę o admi­ra­łach. Bur­mistrz Dar­łowa sko­czył w gar­ni­tu­rze i z teczuszką do basenu pły­wac­kiego – no, nie musiał tego robić!




Przy­jeż­dżali na naszą prośbę wolon­ta­riu­sze z róż­nych małych miej­sco­wo­ści – z forsą, natu­ral­nie – i bawili się świet­nie. Miej­scowe dzie­ciaki ganiały po impre­zie z pusz­kami, coraz bar­dziej zaru­mie­nione od mrozu – i wciąż pełne rado­ści. Ludzie, któ­rzy przy­cho­dzili na nasze plaże i nabrzeża mieli uśmie­chy na twa­rzach – bawili się jak dzieci, jeź­dzili czoł­gami, oglą­dali poli­cyj­nego robota (robot też miał puszkę w żela­znej gar­ści), tań­czyli, śmiali się. No wła­śnie – śmiali się. We wszyst­kich moni­to­rach w naszym wozie – morze roze­śmia­nych, życz­li­wych twarzy.




To jest wła­śnie to, co nazy­wam war­to­ścią dodaną Jur­ko­wej Orkie­stry. Radość. Śmiech. Pogoda wyma­lo­wana na twa­rzach. Spon­ta­niczne gesty – ktoś przy­no­sił tort na licy­ta­cję, kto inny rodzinną biżutkę. Ludzie uśmie­chali się bez powodu, jedni do dru­gich. Robili rze­czy, któ­rych na co dzień nie robią – nie dla sie­bie, dla jakichś nie­zna­nych a potrze­bu­ją­cych dzieci.




A prze­cież jeste­śmy ponu­rym spo­łe­czeń­stwem. Nie­uf­nym. Nie­za­do­wo­lo­nym. Zapa­trzo­nym we wła­sne smutki i niepowodzenia.




Nie w tym jed­nym dniu w roku!




Jurek – nie prze­czy­tasz tego, bo masz robotę – nie­mniej dzię­kuję Ci. Te sie­dem fina­łów to było sie­dem naj­pięk­niej­szych dni w moim życiu. 





Monika Szwaja. Studio Opinii 



 

Share this article :

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
Support : Creating Website | Johny Template | Mas Template
Copyright © 2011. 2 - All Rights Reserved
Template Created by Creating Website Published by Mas Template
Proudly powered by Blogger