Muszę zacząć od wyznania – otóż bez nadmiernej przesady mogę powiedzieć, że prawie uwielbiam panią profesor Jadwigę Staniszkis. Uwielbiam, chociaż, przyznaję ze skruchą, że nie zawsze nadążam za jej wszystkimi, niewątpliwie słusznymi diagnozami, a także mam poważne wątpliwości co do wiarygodności źródeł, przeważnie anonimowych, na których je opiera.
Pracując ponad dwadzieścia lat „przy polityce” wydaje mi się, że mniej więcej większość źródeł znam, ale one na ogół mówią coś innego niż źródła Pani Profesor. No cóż, może nie mam szczęścia, by trafiać na te właściwe. Panią Profesor uwielbiam mimo to za pewność, z jaką diagnozy i prognozy stawia, nawet jeśli większość się nie sprawdza. Czasem się jednak sprawdzają. Na przykład ostatnio powiedziała, że projekt Gliński, czyli zamiana Tuska na kogoś, kto ma udawać przez chwilę, że jest Jarosławem Kaczyńskim, jest projektem „dogorywającym”. I z tym się mogę zgodzić, chociaż dogorywać można długo i ja mam wrażenie, że Pan Profesor wcale nie czuje się dogorywającym. Może nawet wydaje mu się, że właśnie rozwija skrzydła?
Powiedziała jednak również, że nie jest to projekt „nudny”, bo przy jego pomocy można urządzić przedstawienie, podczas którego pokazana zostanie słabość Tuska, dokładniej rzecz biorąc – „niska jakość polityki rządu”. Tuska, jak wiadomo, Pani Profesor wyjątkowo nie lubi, czemu się dziwić nie można, bo przy pomocy polityki niskiej jakości utrzymuje się tak długo przy władzy, co jest ze szkodą dla państwa. To samo mówi Jarosław Kaczyński, i w tym sensie nie jest to myśl specjalnie odkrywcza, ale wygłoszona w aureoli profesorskiego tytułu swoją moc ma. Nie jest też myślą specjalnie odkrywczą, że Kaczyński, polityk, którego Pani Profesor wyjątkowo ceni, jest „więźniem własnej inteligencji emocjonalnej” (dodała też tajemniczo: „albo jej braku”, czego jednak nie mogę wziąć pod uwagę, bowiem o brak inteligencji Kaczyńskiego absolutnie posądzać nie można), ale oczywiście tylko „do pewnego stopnia”. Jeśli nawet tylko „do pewnego stopnia”, to i tak w ustach profesorskich ma to swoje znaczenie i należy sprawę rozpatrywać poważnie. Czyli jeśli od dawna piszemy, że Kaczyńskim kieruje chęć zemsty za urojony spisek Tuska z Putinem, a ewentualna władza jest tylko narzędziem służącym do wykonania kary, to piszemy po prostu prawdę. Kaczyński jest więźniem tej wizji, będącej produktem jego emocjonalnej inteligencji. To ona kreuje kolejne spiski, począwszy od tak zwanej inwigilacji prawicy i innych przedsięwzięć skierowanych zawsze przeciwko politycznym bytom, które Kaczyński tworzył lub przeciwko niemu osobiście. Świadectwo Pani Profesor w tej sprawie uważam za bardzo ważne.
Pani Profesor podoba się za to doradca prof. Glińskiego, czyli Krzysztof Rybiński, wieczny aspirant do jakiegoś politycznego aliansu, mający jednak tego pecha, że z kim się zwiąże, ten przegrywa. Otóż Rybiński chce dać po 1000 złotych każdemu dziecku do 18 roku życia. Uzasadnienie zachwytu nad tą propozycją przedstawione przez Panią Profesor nie jest dla mnie w pełni zrozumiałe i może rzecz objaśnię prostacko – chodzi o to, żeby demografię powiązać z powstrzymaniem emigracji i polityką miejsc pracy. To jest zapewne słuszne, tylko jakoś słabo policzone (podobno pieniądze mają pochodzić z zaprzestania marnotrawstwa) ile rzecz miałaby kosztować. To zresztą mogłabym wybaczyć, bo w opozycji rachunki nie muszą się zgadzać. One muszą się jako tako zgadzać, kiedy przychodzi do rządzenia, a tego nie będzie, jako że Pani Profesor orzekła, iż projekt dogorywa. Czyli jesteśmy bezpieczni. Zresztą sama Pani Profesor miała propozycję, aby znaleźć się w rządzie technicznym, ale odmówiła, co popieram, bo słabo rozumiem, co to w ogóle znaczy „rząd techniczny”. Do bytów słabo określonych zapisywać się nie warto, tym bardziej, jeśli są dogorywające.
Zaskoczyło mnie jednak, przyznaję, że pani Profesor nie ma na kogo głosować i czeka na nową partię, a nawet jakiejś nowej inicjatywie chętnie by pokibicowała. Deklaracji, kto na kogo nie ma czy nie może głosować i dlaczego, mamy ostatnio sporo. Zaczynają się one nawet stawać się chlebem powszednim, a ich urok pryska, kiedy uświadomimy sobie, że wybory są za dwa i pół roku z kawałkiem i trochę czasu jeszcze jest, a krzątających się wokół zawiązania jakiegoś bytu też nie brakuje. Nie widzę jednak wśród nich potencjalnych faworytów Pani Profesor, która ma wysokie wymagania. Może jednak jakaś partia, choć niekoniecznie warta kibicowania powstanie, chyba że znów przeszkodzi jej Tusk, który poprzez różne aparaty i paranoje znów coś rozgrywa.
A co rozgrywa – może się okazać już w środę, kiedy premier powie, czy kogoś z rządu wyrzuca. Może wtedy jego gra i paranoje (odwołuję się ciągle do Pani Profesor) będą łatwiejsze do rozszyfrowania. Na razie zepsuł ministrom weekend, a sam pewnie poleciał do Sopotu transportem rządowym. Taki to przywilej premiera i taki los zderzaków, chociaż zderzaki lepiej wymieniać wiosną, gdyż na razie, kiedy ślisko i mgieł nie brakuje, narażeni jesteśmy na różne stłuczki i może się zdarzyć, że zupełnie nowy zderzak musi iść do remontu.
Janina Paradowska
(Studio Opinii)
0 komentarze:
Prześlij komentarz