.

.
Home » » Stanisław Stupkiewicz sr: Liliput zakałą

Stanisław Stupkiewicz sr: Liliput zakałą

Written By Anna Lesack on poniedziałek, 27 maja 2013 | 02:30



– To co, media wszyst­kiemu winne? – stan­dar­dowa ironiczno-histeryczna reak­cja pro­wa­dzą­cego (-ej) roz­mowę dzien­ni­ka­rza (-rki), gdy tylko „wywia­do­wany” poli­tyk ośmieli się bąk­nąć nie­śmiało, że w gaze­cie czy innej tele­wi­zji coś prze­krę­cili. Jakoś nie zda­rzyło mi się odno­to­wać, żeby roz­mówca (-czyni) odpo­wie­dział (-a) śmiało: – Tak, to wła­śnie jest typowy wytwór fan­ta­zji medialnej. 













Zro­zu­miałe, ale nie­do­syt pozo­sta­wia. Bo rola wła­śnie mediów w wytwa­rza­niu rów­no­le­głej rze­czy­wi­sto­ści jest zasad­ni­cza. Jak to bowiem jest, że wyraźna więk­szość spo­łe­czeń­stwa swoją sytu­ację okre­śla jako dobrą, a zara­zem sytu­ację w kraju jako kata­stro­falną? Na jakiej pod­sta­wie prze­ciętny zja­dacz chleba może oce­nić dzia­ła­nie rządu jako cało­ści, poszcze­gól­nych mini­strów czy pre­miera? Prze­cież danych sta­ty­stycz­nych nie ana­li­zuje, porów­nań ze świa­tem nie prze­pro­wa­dza. Skąd zatem ma wie­dzę? To oczy­wi­ste: z mediów, czyli od dzien­ni­ka­że­rii („ż” nieprzypadkowe).



Jeśli taka gwiazda publi­cy­styki poli­tycz­nej jak Jacek Żakow­ski powiada, że min. Nowak zażą­dał od „Wprost” 30 milio­nów, a płace w kraju spa­dają, to skąd zwy­kły sza­ra­czek ma wie­dzieć, że tych 30 milio­nów to nie ma być dla mini­stra, tylko ma sta­no­wić tzw. zabez­pie­cze­nie powódz­twa, żeby w razie prze­gra­nej tygo­dnik miał z czego opła­cać liczne spro­sto­wa­nia, a płace w kraju, jak aku­rat doniósł GUS, wzro­sły – nie­wiele, bo nie­wiele, ale powy­żej inflacji?



Eko­no­miczna komen­ta­torka „Gazety Wybor­czej”, Agata Nowa­kow­ska, pisze, że stra­te­gia uni­ka­nia przez D. Tuska nawet samego słówka reforma ban­kru­tuje, na co nie­pod­wa­żal­nym dowo­dem są spa­da­jące noto­wa­nia Tuska, rządu, a także Plat­formy. Otóż, droga Agato (pozwa­lam sobie na tę poufa­łość, bo kie­dyś pra­co­wa­łem w GW, a tam wszy­scy byli na „ty”) nie jest to dowód nie­pod­wa­żalny, ale wręcz żaden dowód. Noto­wa­nia PO zaczęły spa­dać od czasu, jak udało się prze­for­so­wać reformę „67” – może nie naj­waż­niej­szą z punktu widze­nia „tu i teraz”, ale na pewno naj­trud­niej­szą w tej kaden­cji i miesz­czącą w wizji przy­szło­ścio­wej, a nie w doraź­nym inte­re­sie par­tii współ­rzą­dzą­cej (a nie „rzą­dzą­cej”, jak z upodo­ba­niem okre­ślają jej kry­tycy; a to jed­nak ma znaczenie).



Kiedy wyraź­nie bra­kuje punktu zacze­pie­nia wprost, zawsze można się­gnąć po tech­nikę zasto­so­waną przez pierw­szo­kla­si­stę Jasia z aneg­dotki, zna­nego z upodo­ba­nia do nie­przy­zwo­itych wyra­zów. Toteż pani spy­tała, które z dzieci zna wyraz na „k”, wyry­wał się pierw­szy do odpo­wie­dzi. Ala pani mu głosu nie udzie­liła, wyzna­czyła grzeczną dziew­czynkę. I tak kilka razy, z róż­nymi lite­rami, aż doszło do litery „l”. Jasio się wyrwał, ale nie­mal natych­miast cof­nął rękę i usiadł zre­zy­gno­wany. Pani szybko doko­nała w myślach prze­glądu nie­przy­zwo­itych wyra­zów i za zło­śli­wym uśmie­chem wezwała, żeby to jed­nak on podał jakiś wyraz. Wstał z ocią­ga­niem i wyrzu­cił z sie­bie: – Lili­put. Ale z takimi… [cen­zura].



W takich „dorzut­kach” spe­cja­li­zują się m.in. ludzie z pro­rzą­do­wego (ach, jak pro­rzą­do­wego!) radia TokFM. Taki np. super­śled­czy Michał Jan­czura. W mojej pamięci się utrwa­lił tym, że pod­czas kolej­nej awan­tury o refun­da­cję leków obwie­ścił trium­fal­nie nie­sły­chaną aferę: jakaś tam kwe­stio­no­wana przez niego zapo­wiedź zni­kła ze strony inter­ne­to­wej Mini­ster­stwa. Zagad­nięty o powód min. Arłu­ko­wicz wyja­śnił, że jest bar­dzo pro­sty: na tejże stro­nie zostało wywie­szone roz­po­rzą­dze­nie, w któ­rym ta infor­ma­cja wystą­piła już jako obo­wią­zu­jące prawo, a więc nie było sensu dal­szego trzy­ma­nia zapo­wie­dzi. Ja po takiej wpadce bym się dys­kret­nie wyco­fał z pierw­szej linii frontu walki o lep­szą Ojczy­znę. Ale nie dla red. MJ takie sub­tel­no­ści. Działa nadal. Jed­nym z tema­tów ostat­nio poru­sza­nych były man­daty, obfi­cie wysta­wiane rowe­rzy­stom. Infor­ma­cja koń­czy się zapew­nie­niem osoby mia­ro­daj­nej, że wszystko dzieje się lege artis. Cóż na to nasz Feliks Edmun­do­wicz? – Ale nie wia­domo, czy nie cho­dzi o to, że rowe­rzy­stów nie trzeba ści­gać. Takie… [cenzura]



Cóż, kiedy sen­sa­cji nie ma, trzeba ją wymy­ślić. Naj­czę­ściej – na miarę wła­snych tęsk­not. Nie­oce­niony Andrzej Moro­zow­ski usły­szał od JK Bie­lec­kiego, że wła­dza to bar­dzo ciężki kawa­łek chleba. – To dla­czego tak się do niej pchają? – zadał pod­stępne pyta­nie. Nie przy­szło jakoś nie­bo­żątku do głowy, że komuś może cho­dzić nie o „sto­łek”, lecz o moż­li­wość decy­do­wa­nia o czymś dla dobra wspól­nego (choć nie wia­domo, czy aku­rat wszy­scy podzie­lają wyobra­że­nie o tym dobru, ale to osobny temat). Widać, publi­cy­sta „widzi takie świata koło, jakie” (cytatu nie dokoń­czę, żeby się nie nara­żać na proces).



Pominę już idio­tyczne, ale z zapa­łem przez brać (i „sióstrz”; nie chcę wyjść na sek­si­stę) dzien­ni­kar­ską powta­rzane bred­nie o nie­do­trzy­my­wa­niu „obiet­nic wybor­czych”. Jest pre­mie­rem, to niech zli­kwi­duje Senat, o połowę zmniej­szy listę posłów, wpro­wa­dzi okręgi jednomandatowe…



Choć i tu trudno mi się oprzeć pew­nej reflek­sji. Jaro­sław Kaczyń­ski nie jest boha­te­rem mojej bajki. Wręcz prze­ciw­nie. Ale nie­ustanne mu wyty­ka­nie sła­wet­nych trzech milio­nów obie­ca­nych, a nie wybu­do­wa­nych miesz­kań, jest jaskra­wym pój­ściem na dzien­ni­kar­ską łatwi­znę. Że w ciągu dwóch lat swo­ich rzą­dów nie zre­ali­zo­wał tego, co zapo­wie­dział na lat osiem? Inna sprawa, że tego by nie zre­ali­zo­wał nawet w ciągu lat szes­na­stu, jeśli się weź­mie pod uwagę kom­pe­ten­cję jego i jego ludzi. Prze­pra­szam, że uży­wam słowa „ludzie”, ale prze­cież – uży­wa­jąc uspra­wie­dli­wie­nia P. Fron­czew­skiego z Pas­sen­to­wego „Mono­logu małpy” – u was chyba jesz­cze Engels obowiązuje?



Skoro wzią­łem w obronę JK, niech wolno mi będzie parę słów napi­sać o Joan­nie Musze, którą już naza­jutrz od powo­ła­nia na sta­no­wi­sko mini­stra sportu itd. dzien­ni­ka­że­ria („ż” – patrz wyżej) obwo­łała naj­gor­szym człon­kiem rządu. Ja czy­ta­łem mądry tekst (w GW, o dziwo) o niej. Autorka (prze­pra­szam, nie zano­to­wa­łem nazwi­ska) wyli­cza w nim ważne doko­na­nia pani mini­ster. Ale resztę inte­re­suje głów­nie to, jak pani JM była ubrana, czy przy­pad­kiem nie jest w ciąży itd. Że dok­tor nauk eko­no­micz­nych, że w wybo­rach 2011 uzy­skała pra­wie 50 tys. gło­sów (podwa­ja­jąc wynik z poprzed­nich wybo­rów)? Że mini­ster sportu nie jest od zacią­ga­nia dachu nad Sta­dio­nem Naro­do­wym wbrew życze­niu szefa dru­żyny angiel­skiej, wsku­tek czego (i nie­spo­ty­ka­nie rzę­si­stego desz­czu) sta­dion zmie­nia się w basen? Mucha winna i już!



(Nawia­sem: młody czło­wiek w „Wia­do­mo­ściach” TVP1, nazwi­ska nie pomnę, przy oka­zji przy­zna­nia Pol­sce finału mistrzostw ligo­wych zasu­ge­ro­wał, że wpły­nęła na to opi­nia o SN z cza­sów, kiedy dach jesz­cze dzia­łał. Miły panie: dach dzia­łał i działa, tyle że nie w każ­dych warun­kach można go zacią­gać. Podob­nie pod­czas sza­le­ją­cej wichury nie można roz­sta­wiać namiotu, skąd­inąd per­fek­cyj­nie zapro­jek­to­wa­nego i wykonanego).



Osobny temat to donie­sie­nia o beze­ceń­stwach, jakie się dzieją w insty­tu­cjach pań­stwo­wych. Nie­zmier­nie poważne ana­lizy pro­wa­dzi się z powo­ła­niem na nie byle kogo, bo na „waż­nego poli­tyka z oto­cze­nia mini­stra”, „naszego infor­ma­tora z Kan­ce­la­rii Pre­zy­denta” itp. Czo­łowa chyba (ale bynaj­mniej nie jedyna) w GW spe­cja­listka od takich źró­deł, Renata Gro­chal, poszła jesz­cze dalej: o czymś tam mówi jej „bywa­lec Kan­ce­la­rii Pre­miera”. Sprzą­tacz? To już pobliże publi­cy­stycz­nych doko­nań Igora Jan­kego, który za cza­sów A. Kwa­śniew­skiego opi­sy­wał katu­sze, prze­ży­wane przez bli­żej nie nazwa­nego dzia­ła­cza: – Cały dzień musie­li­śmy stać na scho­dach, żeby pre­zy­den­towi zło­żyć życze­nia. Pod lufami kara­bi­nów? Pod groźbą repre­sjo­no­wa­nia rodziny? Tego dzien­ni­karz nie­po­korny nie pró­bo­wał dociec.



Stanisław Stupkiewicz sr / Studio Opinii


 








Share this article :

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
Support : Creating Website | Johny Template | Mas Template
Copyright © 2011. 2 - All Rights Reserved
Template Created by Creating Website Published by Mas Template
Proudly powered by Blogger