Gdy nasz zespół wygrywa, był po prostu lepszy. Gdy przegrywa, murawa była nierówna, a sędzia – swołocz. Upatrywanie źródeł sukcesu w naszych talentach, zaś przyczyn porażki w nieprzychylnym losie to uniwersalna cecha człowieka, nad którą nie ma się co rozwodzić. Sprawa robi się poważniejsza wszakże, gdy deprecjonujemy wpływ jaki na nasz awans cywilizacyjny ostatniej dekady miały pieniądze unijne. A robi się poważniejsza dlatego, że utrudnia zrozumienie, o ile nam będzie bardziej pod górkę już całkiem niedługo, gdy strumień unijnych pieniędzy mocno przyschnie.
Fot. Mateusz Skwarczek |
Naszła mnie ta myśl i się nią dzielę, gdyż w ostatnich tygodniach kilku moich przyjaciół, ludzi świetnie wykształconych i zdecydowanie pro-unijnych, potraktowało moją refleksję na temat przyszłości transferów z kieszeni podatnika zachodnio-europejskiego słowami: „czy przypadkiem nie przesadzasz z tą pomocą? Ile tego w końcu było? 2–3% PKB? Wielka rzecz”.
Otóż było tego, i jest, bliżej 2% niż 3% i to jest wielka rzecz. Ostatnio wpierw prezydent Obama, a potem przywódcy głównych krajów Europy zaczęli mówić o perspektywie porozumienia handlowego USA – Unia, którego celem jest zarówno eliminacja resztek ceł, jak i harmonizacja standardów i regulacji. Podkreślali, jaka to wielka sprawa, że niełatwo będzie się dogadać, ale trzeba, bo potencjalne korzyści są ogromne. Co to znaczy ogromne? Dla Ameryki i dla Unii wyniosą one około 0,5% PKB rocznie. Dla Ameryki, Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii dodatkowe pół procent PKB to wielka sprawa. Dla moich przyjaciół, i wielu innych w naszym kraju, 2% to drobny pikuś.
Może inaczej by na to spojrzeli, gdyby porównali unijne pieniądze nie do PKB, ale do naszego budżetu. Przychody w tym roku mają wynieść z grubsza 300 miliardów złotych, czyli 70 miliardów euro. Transfery netto to około 9 miliardów euro rocznie, czyli ponad 10% budżetu. Jestem przekonany, że spojrzenie się zmieni, gdy po 2020 roku tych transferów po prostu nie będzie. A nie będzie, albo będą znacznie okrojone, bo będziemy bliżej średniej unijnej, a wkolejce po pieniądze będą czekać nowi, biedniejsi członkowie Unii. Może więc czas zacząć myśleć wreszcie o przyszłości?
Andrzej Lubowski / Studio Opinii
0 komentarze:
Prześlij komentarz