Hala Color Line Arena w Hamburgu. Z głośników leci "Eye of the tiger". Po chwili muzyka cichnie. Na ring wchodzi Tygrys Michalczewski. Jest w strasznym "sztosie". Po chwili dołącza Fabrice Tiozzo. Krótki „wersal” i zaczyna się. Łomot. Trzeszczą kości. Walkę na żywo komentuje mistrzyni świata w boksie Agnieszka Rylik, brązowy medalista olimpijski z Moskwy, Krzysztof Kosedowski. I po raz pierwszy on, aktor, amant polskiego kina Michał Żebrowski. „Tygrys” po raz pierwszy w karierze padł na deski. Nokaut. Za to Żebrowski, po raz pierwszy dał się poznać publicznie, jako zapalony bokser. Nie zbłaźnił się przed kamerami banalnym komentarzem. Przeciwnie, miejscami wtrącał wręcz fachowe uwagi o ciosach, pracy nóg, taktyce obu pięściarzy. Rok później. Warszawa. Tym razem to Krzysztof „Diablo” Włodarczyk tłucze Amerykanina Steva Cunninghama. Skutecznie. Walkę komentuje Daniel Olbrychski. I znowu Michał Żebrowski. To nie przypadek. Często zdarza mu się zarywać noce, by oglądać pojedynki największych mistrzów pięściarstwa. Ki czort tkwi w tym amancie?
Koleś z procą
Zapytajcie, kim był Żebrowski w podstawówce a boks w jego życiu przestanie być tajemnicą
- Byłem chłopaczkiem z procą w kieszeni, nawet dwoma. Boks nie jest niczym innym niż spełnieniem chłopięcych, szczenięcych instynktów – ujawnia amant polskiego kina.
Kiedyś, jeszcze w czasach podstawówki, zaliczył cięgi na podwórku.
- Po prostu, dostałem centralnie z bańki. Od tego czasu omijam bójki i unikam zaczepek. Bo jak człowiek ma świadomość swojej siły i umiejętności to nie musi sobie tego udowadniać na ulicy. Wystarczy ring – mówi aktor.
Dlaczego właśnie boks? Bo taka moda? Kiedyś, co drugi aktor trenował a to karate, a to judo. Teraz boksuje i Maciej Zakościelny i Tomasz Karolak i Antoni Pawlicki. I Michał Zebrowski.
- Wybrałem boks, bo ten sport wyzwala w człowieku szacunek dla samego siebie. Żeby boksować i sparować trzeba kilka miesięcy ostro trenować, w przeciwnym razie na ringu padłbym chyba na zawał. Tu się nie da oszukać – mówi aktor.
Wersja nieoficjalna – aktor boksuje, żeby nie wpaść w pułapkę trzydziestolatków, by nie gnuśnieć, by w żyłach wciąż krążyła gorąca krew. Więc trenuje. Na hali Gwardii w Warszawie, miejscu chętnie odwiedzanym przez wiele gwiazd i gwiazdek światka artystycznego.
- Prowadzi mnie syn znanego kiedyś boksera, Pawła Skrzecza – mówi Żebrowski
Wyjazdy na plan, zdjęcia. Gdzie tu czas na trening?
- Kiedyś trenowałem częściej. Teraz, trzy razy w tygodniu. Rzadziej nie warto, bo każdy zawalony trening powoduje, że twój wysiłek na następnym musi być dwukrotny. Regularność i konsekwencja to podstawa - mówi Żebrowski.
Ale sparuje rzadko.
- Boks nie polega wyłącznie na sparowaniu. Wręcz przeciwnie, to jedna dziesiąta tego, co robi bokser na treningu. Codzienność jest mniej widowiskowa: rzuty piłką lekarską, skakanka, przysiady, bieganie, przybory, walka z cieniem, tarcza, worek. Z drugiej strony, bez sparowania trudno nauczyć się boksu – mówi Żebrowski.
A na sparingu trudno uniknąć każdego ciosu. Zdarzają się i kontuzje.
- Najlepiej pamięta je moja wątroba.
Czemu właśnie ona?
- Nie pytałem jej, dlaczego boli. Po prostu, boli – mówi aktor
Od walenia?
- No przecież, że nie od głaskania
To fajni ci sparingpartnerzy skoro biją po nerach i wątrobie
- Ale tak jest. W końcu, nie wolno bić poniżej pasa, a powyżej wszędzie. Na szczęście mam mądrych sparingpartnerów, którzy pamiętają, jaki mam zawód – mówi Żebrowski.
Mądrzy, bo pamiętają żeby nie bić po twarzy. No właśnie, boks to sport dla mądrych, inteligentnych facetów, czy dla mięśniaków?
- Nie można być mistrzem, jeżeli jest się idiotą. Mój trener powtarza często, że boks wymaga sprytu oraz inteligencji i nie jest tak łatwy jak aktorstwo. I ma rację, choć to ja wciąż jestem lepszym aktorem od niego. Boks jest sportem dla ludzi o kondycji konia, a zarazem wyjątkowo sprytnych. Możesz nie wiem jak ciężko trenować mięśnie, ale jeżeli nie masz w sobie ponadprzeciętnego sprytu to i tak na ringu oberwiesz – mówi Żebrowski.
Podziwia bokserów. Niektórych. Za ich upór, konsekwentność, determinację.
- Zwłaszcza Mike Tysona. To swoisty fenomen, bo choć niewielki wzrostem prał wszystkich, nawet dużo wyższych przeciwników – mówi Zebrowski.
I był zarazem pierwszym bokserem, który zarabiał krocie, bo każdy gotów był zapłacić majątek, żeby tylko zobaczyć jego kolejną walkę. Od niego zaczęła się era milionowych kontraktów w światowym boksie.
No a Andrzej Gołota?
- To facet z poczuciem humoru. I niech to wystarczy za komentarz – mówi Zebrowski.
Powiedzieć o bokserze, że ma poczucie humoru to chyba nie komplement?
- Ale ja go szanuje właśnie za to – dodaje aktor. /Foto: pb.pl/ #end.
0 komentarze:
Prześlij komentarz